Nasza parafia przeżywała nawiedzenie obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej. Dziś przed szóstą rano klęczałem w kościele przed kopią cudownego obrazu Jasnogórskiej Pani i w milczącej adoracji kontemplowałem oblicze Czarnej Madonny. W tym momencie, na progu nowego dnia przywołałem najważniejsze w moim życiu spotkania z Matką.
*
Skończyłem dopiero dziewięć lat. Moja twarz, ręce i brzuch pokryte są świerzbiącymi krostami. Klęczę w pokoju przed drewnianym obrazem Matki Boskiej Częstochowskiej – pamiątką z przeżytej parę miesięcy wcześniej I Komunii Świętej. Boję się strasznie, bo w domu nie ma rodziców, a ja dostałem wysypkę na całym ciele. Jedyną Osobą, którą mogę błagać o pomoc jest Matka Boża z obrazu. Patrząc na oblicze Madonny modlę się na różańcu i obiecuję, że będę już zawsze grzeczny. Wydaje mi się, że Maryja ma żywe oczy i cały czas patrzy na mnie, śledzi każdy mój ruch. Zanim rodzice wrócą z pracy i nim skończę odmawiać różaniec wysypka nieco ustępuje. Później dowiem się, że była to reakcja alergiczna na proszek do prania, ale dla mnie małego chłopca to było doświadczenie cudu uzdrowienia. Uwierzyłem, że sprawiła to Matka Boża.
*
Jest grudzień, a ja mam szesnaście lat i chodzę od liceum. Koleżanka opowiada mi o porannych roratach akademickich u dominikanów. Trzeba wcześnie rano wstać i przyjechać na śpiewane godzinki o 5.45. Dla mnie to nieludzka godzina, ale przemogłem się i przed lekcjami jadę autobusem do centrum miasta. Wkraczam na krużganki klasztoru oo. dominikanów, gdzie wita mnie napis ,,Ecce Mater Tua”. Jeszcze tego nie rozumiem, ale słyszę już śpiew młodych ludzi szczelnie wypełniających cały kościół: ,,Przybądź nam miłościwa Pani ku pomocy, a wyrwij nas z potężnych nieprzyjaciół mocy…” Ogarnia mnie silne wzruszenie, które stanie się na następne lata siłą napędową przyciągającą mnie do duszpasterstwa akademickiego. Roraty u dominikanów stają się moją szkołą wiary w której kształtuję swoją chrześcijańską dorosłość.
*
Jest rok 2000, milenijny. Czuję, że muszę coś zrobić w swoim życiu. Decyduję się na ruszenie wraz z pieszą pielgrzymką do Częstochowy. Myślę o mojej przyszłości, o powołaniu… Do czego? Maryjo, Ty mi pomóż to rozeznać… Idę w grupie, choć nie znam tam nikogo. Jestem zdany na własne siły. Dziesięć dni, ponad 300 kilometrów i niepewność gdzie będę nocował, co będę jadł, i jak bardzo będę miał obolałe stopy. Niosłem też intencję modlitewną o uzdrowienie mojej matki chrzestnej, która cierpiała na niedowład nóg. Doszedłem, a gdy ukląkłem przed cudownym wizerunkiem Matki Bożej łzy same popłynęły mi po polikach. Zadzwoniłem do matki chrzestnej. Nie mogłem wyksztusić słowa. Zdołałem tylko powiedzieć: ,,Ciociu, doszedłem tu byś ty też mogła chodzić”… Ona płakała. Płakałem i ja.
*
Rok później to samo miejsce i nowe wzruszenia. Drugi raz ruszyłem na pieszą pielgrzymkę. Tym razem nie szedłem sam, ale z osobą, którą poznałem i pokochałem, co do której zaczynałem nabierać przekonanie, że chcę z nią spędzić wspólnie resztę swojego życia. Jak dobrze się nam szło razem. Wszystkie obawy zniknęły. Matka Boża wysłuchała mych próśb o rozeznanie powołania. Kolejny cud w moim życiu. Już wiem… Chcę założyć rodzinę.
*
W sobotę 2 kwietnia 2005 r. jedziemy z żoną na pielgrzymkę Rodzin Nazaretańskich do Częstochowy. Czuję niesamowitą ekscytację. Jest za co dziękować Najświętszej Matce. Od kilku tygodni pod sercem mojej żony bije serduszko naszego pierwszego dziecka – naszej Zosieńki. Tak bardzo pragniemy podziękować Maryi za dar bycia rodzicami. Wiem, że odnalazłem swój cel w życiu. Radość niestety miesza się ze smutkiem. Wieczorem dowiadujemy się, że Jan Paweł II odszedł do Domu Ojca. Wracamy nocą do domu z modlitwą na ustach. Zaczyna się nowy dzień – niedziela, święto Miłosierdzia Bożego. Dla nas to widoczny znak z nieba.
*
Nasze małżeństwo i opiekę nad dziećmi zawierzamy Bożemu Miłosierdziu. Zostajemy zaproszeni do uczestnictwa w róży różańcowej. Odmawiamy codziennie różaniec w intencji naszych dzieci. Dzięki tej modlitwie Maryja jest każdego dnia obecna w naszym rodzinnym życiu. Z okna naszego mieszkania widać co wieczór podświetloną figurę Matki Bożej przy naszym parafialnym kościele. Czujemy, że Ona czuwa nad nami.
*
W maju 2015 roku jedziemy całą rodziną do Częstochowy. Znów jest za co dziękować Maryi. Nasze dzieci: Zosia i Franciszek rok wcześniej zostali dopuszczeni do wczesnej komunii świętej. Mieszkamy w nowym miejscu, w nowej dopiero powstającej parafii. Przygotowania i uczestnictwo do sakramentu komunii jest dla nas wielkim błogosławieństwem. Dzięki temu poznajemy nowych przyjaciół i nie czujemy się już tak obco. Nasze dzieci dostały się do dobrej, katolickiej szkoły. Patrząc na ich drogę rozwoju widzimy wyraźnie Bożą Łaskę. Wierzymy, że to wszystko za sprawą wstawiennictwa Najświętszej Matki.
*
27 października 2021 roku – szesnaście lat po urodzeniu się naszej pierworodnej Zosieńki, klęczę przed kopią cudownego wizerunku Matki Bożej z Częstochowy. Widzę jak wielki jest ogrom łaski doświadczonej przeze mnie w ciągu całego mojego życia. To Ona wskazuje mi drogę do Boga. Jest moim drogowskazem. Moje spotkania z Matką, moja modlitwa różańcowa, moja Wiara, Nadzieja i Miłość. To wszystko składa się na sens mego życia. Dziś widzę to tak wyraźnie i chcę trwać. Trwać nadal przy Matce.