Pozwolić odejść

W przedostatni dzień lipca zmarł mój tato. Zmagam się ze słowem ,,zmarł” i próbuję zrozumieć jego dosłowny sens. Mówi się tak ładnie, że ten co zmarł ,,odszedł do Pana”, albo dla tych bliżej świętości, że ,,odeszli do domu Ojca”. Jeszcze bardziej poetycko można powiedzieć, że ten ktoś ,,zakończył ziemską wędrówkę”. Wszystko to są tylko określenia, które mają złagodzić nasze poczucie pustki i milczenia po stracie najbliższej nam osoby. Jakbym nie zaklinał rzeczywistości, to i tak osoby mojego taty fizycznie już z nami nie ma. Nastąpił nieodwracalny koniec, zamknęły się karty historii pewnego życia.

Tata umierał w szpitalu. Było już z nim tak źle, że przez ostatnie pięć dni swego życia praktycznie nie było z nim kontaktu. Wraz z moją jedyną siostrą czuwaliśmy przy tacie na zmianę na tyle, ile mogliśmy. Patrzyłem na jego nieprzytomną twarz i zdawałem sobie sprawę, że on już odchodzi, że to jest tylko kwestia czasu. Modliliśmy się przy nim, wspólnie ze szpitalnym kapelanem. ,,Bądź wola Twoja…” – wybrzmiewały w moich uszach słowa Modlitwy Pańskiej. Nie chciałem, żeby na siłę, wszystkimi dostępnymi medycznymi metodami sztucznie podtrzymywano tacie jego ledwo tlące się życie. Lekarze i tak nie widzieli większej szansy na jego powrót do pełnego zdrowia. Z tatą od kilku miesięcy było coraz gorzej, a jego stan zdrowia fizycznego i psychicznego przypominał ostry zjazd bez trzymanki z wysokiej góry. Jego wola życia słabła z każdym tygodniem. Dlatego w szpitalu wpatrując się w nieprzytomne oblicze mojego osiemdziesięcioletniego taty  w cichej modlitwie prosiłem Miłosiernego Boga o dobrą dla niego śmierć.

Powiedziałem mojemu tacie, że pozwalam mu odejść. On już i tak zdawał się być jedną nogą w wieczności. Powiedziałem mu, żeby się nie bał nas zostawić, że potrafimy już zadbać o siebie, o nasze rodziny, o nasze dzieci. Chciałem, żeby się przestał martwić, żeby jego świadomość wędrowała już ku spotkaniu ze Stwórcą. Tata oddał ostatnie tchnienie we wtorek pod wieczór, w piątym dniu pobytu w szpitalu.

Nie było mi smutno, nie rozpaczałem. Czekałem na ten moment i przyjąłem go z dużym spokojem i zrozumieniem. Tata odszedł, bo tak chciał, bo szykował się do tej najważniejszej i ostatniej w swoim życiu drogi. Modlę się za niego, życząc mu łask Bożego Miłosierdzia. Modlę się, by na nie w pełni zasłużył. Wierzę, że kiedyś się jeszcze spotkamy. Spotkam się z nim i mamą. Obym i ja tak, jak oni oboje zasłużył sobie na tak spokojne i naturalne przejście na drugą stronę, ku wieczności.

 

Pierwszy lot

 

Tato uczył mnie latać

zbierał gęsie pióra kleił do ramion

synu patrz kasztany kwitną już czas

pisałem zmyślone strofy kolejny wiersz

niezgrabny jak brzydkie kaczątko

stawałem na palcach dachu domu

otwierałem usta z zachwytu płakałem

synu patrz wieża kościoła już czas

 

pierwszy lot

upadek

 

gdy leciałem bezwiednie w dół

ufna dłoń mnie dźwignęła

spojrzałem w górze była twarz

małego człowieczka

mój Tato

O tatamaracje

Z wykształcenia politolog, dziennikarz i doradca życia rodzinnego. Z miłości mąż i ojciec dwójki obecnie nastolatków: Zosi i Franka. Lubię pisać, tworzyć wszelakie formy pisane od bloga, poprzez recenzje książkowe na drobnych utworach literackich kończąc. Obecnie pracuję w drukarni akademickiej i prowadzę kursy przygotowawcze dla narzeczonych.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *