O imieninach Zo wiedzą wszyscy, bo są w połowie maja. Natomiast o dokładnej dacie imienin Frankiego nie pamięta nawet Misza. Zresztą jego imieniny przypadają blisko urodzin. Dla nas rodziców to duża oszczędność zrobić jedną imprezę z dwóch okazji. Franki jednak czuł się mocno pokrzywdzony tym faktem i głośno protestował. Postanowiliśmy więc tym razem ulżyć cierpieniom młodego Wertera i zorganizowaliśmy dla niego imprezę imieninową w domu. Urodziny wyprawimy wkrótce razem z urodzinami Zo (kolejny pomysł oszczędnościowy). Franki czuł się bardzo podekscytowany i odliczał dni do swojej ,,wielkiej” imprezy. Cieszył się na prezenty i gości. Obiecał, że będzie grzeczny i nie będzie marudził.
W sobotnie popołudnie zjawili się goście i oczywiście prezenty. Franki był oczarowany, zwłaszcza tym drugim. Dostał zamek z rycerzami, samochód wojskowy do złożenia z klocków i całe pudło plastikowych żołnierzyków. Co zaś do gości, a zaprosiliśmy tylko najbliższą rodzinę, to czuł się wyraźnie pokrzywdzony. Przyszły bowiem same dziewczynki: Karola, Marysia i Wercia, które nie wykazały najmniejszego zainteresowania jego militarnymi zabawkami. Pełnią szczęście natomiast rozkwitła Zo. Nareszcie miała się z kim bawić. Dziewczyny urządziły pokaz mody i prezentowały nam swoje kreacje. Marysia i Wercia jako najstarsze były kreatorkami i to one przygotowały pokazową kolekcję. Ich modelkami była Zo i Karola. Franki odgrywał jedynie rolę komentatora.
Wieczorem, gdy wyczerpany nadmiarem wrażeń Franki uderzył w kimono, Zo przeglądała z Miszą ogromną siatkę z ubraniami, które dostała w spadku po Marysi i Werci. Uśmiech i radość biły z twarzy mojego najstarszego dziecka.
– Wiesz mamo – szepnęła czule do Miszy – to był najwspanialszy dzień w moim życiu.