Walentynki

W piątek obchodziliśmy Walentynki, czyli ogólnopolskie, mocno już skomercjalizowane  szaleństwo ukazywania w sposób jawny lub bardziej skryty kogo to się kocha. Wobec tego szaleństwa trudno przejść obojętnie lub je zwyczajnie zignorować. Chcąc, nie chcąc zaczynasz w tym uczestniczyć…

W tym roku moi najbliżsi dostali ode mnie po tabliczce czekolady ze specjalnymi dedykacjami, a  Justyna przygotowała dla nas uroczysty piątkowy obiad w postaci sushi. Wspólnie umówiliśmy się też na sobotni wieczór na spacer do miasta i na wyjście do kina na ciekawy film spoza nurtu obowiązującego w multipleksach. W piątek jednak, nas rodziców najbardziej interesowało to, jak nasze dzieci przeżyły walentynki w szkole. Czy dostały od kogoś serduszka? Zosia przy obiedzie przyznała się, że dostała jedną walentynkę od tajemniczej osoby, która napisała ,,lubię cię”. Nadawcą okazała się być młodsza siostra najlepszej koleżanki Zosi z klasy. To było dość wzruszające wyznanie. Poza tym, jak udało się nam jeszcze ,,wycisnąć” informację z Zośki, dostała czekoladkę od swojego  kolegi z sąsiedniej klasy, który ją niedawno zaprosił na bal ósmoklasistów na zakończenie roku szkolnego. Franek zbył milczeniem nasze dociekania, jak to było w jego klasie. Sprawiał wrażenie, że okazywanie uczuć innym osobom w jego wieku jest jak najbardziej nie na miejscu.

Najbardziej wzruszająca rzecz w Walentynki czekała na nas wieczorem przed snem. Zosia przygotowała specjalne serduszka i poprzyklejała je w różnych miejscach. W łazience wisiało przypomnienia ,,umyjcie ładnie ząbki”, przy łóżku była poduszka z napisem ,,klęczniczek”, a na naszych poduszkach w sypialni serduszko ,,Kocham Was, jesteście emeizon!” (sic!) Franek też dostał walentynkę od swojej siostry: ,,zawsze możesz na mnie liczyć”.

Okazywać uczucia można na różne sposoby, przy różnych okolicznościach. Nie trzeba do tego specjalnego święta. A jednak jest coś wzruszającego w takim naocznym i namacalnym geście wykonanym pod naszym adresem ze strony kogoś, kto cię kocha. I może właśnie dlatego dobrze, że są te Walentynki!

O tatamaracje

Z wykształcenia politolog, dziennikarz i doradca życia rodzinnego. Z miłości mąż i ojciec dwójki obecnie nastolatków: Zosi i Franka. Lubię pisać, tworzyć wszelakie formy pisane od bloga, poprzez recenzje książkowe na drobnych utworach literackich kończąc. Obecnie pracuję w drukarni akademickiej i prowadzę kursy przygotowawcze dla narzeczonych.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Dzieci, Małżeństwo. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *