Przed świętami Bożego Narodzenia mam wrażenie, że funkcjonuję w dwóch różnych rzeczywistościach. Jedna z nich to szał zakupowy w zatłoczonych centrach handlowych i cały ten zgiełk przedświąteczny. Kakofonia dźwięków Christmas songów, tłumy zagonionych ludzi goniących za czasem, za okazją, za promocją, nieustanne korki na ulicach i parkingach. Mało w tym wszystkim serdeczności, uśmiechu, dostrzegania drugiego człowieka.
Druga rzeczywistość objawia mi się na akademickich roratach u dominikanów. Już przed szóstą rano wypełnia się cała świątynia. Czasami nawet brakuje miejsca. Dominują młodzi ludzie, młody Kościół. Z ciemności poranka rodzi się jasność bijąca z setek świec woskowych. Z ciszy nocy unosi się spokojny, równy śpiew pieśni adwentowych. Czas oczekiwania, skupienia, serdeczności. Ludzie podają sobie ręce, uśmiechają się do siebie. Po godzinie kończy się sprawowana msza święta. Na ulicy jest jeszcze ciemno, ale już widać blask poranka. Tłumy młodych ludzi wychodzą z kościoła na miasto. Idą w świat zacząć nowy dzień. Patrzę na ich twarze. Jacy oni są piękni!