Prosimy nieustająco o namacalne znaki Bożej opieki nad nami. Wciąż modlimy się o różne rzeczy, prosimy o wstawiennictwo, o ułożenie się trudnych spraw. Nieraz modlimy się długo, uporczywie, a czasem sporadycznie, jakby od niechcenia, bez nadziei. W wielu rzeczach wydaje się nam, że Pan Bóg nie wysłuchuje naszego błagania. Ale są też i takie momenty w życiu, że doznajemy olśnienia. Nasza modlitwa została wysłuchana i spełniona. Cud!
Takiego cudu doświadczyłem wczoraj. Głęboko na sercu leżała mi pewna sprawa finansowa. Mam zobowiązanie do uregulowania do końca miesiąca. W związku z tym zapadła rodzinna decyzja o sprzedaży naszego starego samochodu. Samochód jest już mocno wysłużony, ale zadbany i w pełni sprawny. Niestety na umieszczone w internecie ogłoszenie zaczęli się zgłaszać się sami handlarze używanymi samochodami, którzy oferowali mocno zaniżone stawki. Ktoś nawet ofiarował mi zamianę samochodu na używanego iphona. Przez parę dni miałem niespokojne noce i bałem się, że nie uda mi się sprzedać samochodu w dobre ręce. Modliłem się o pomyślne załatwienie tej trudnej dla mnie sprawy.
W poniedziałek dostałem natchnienia. Choć ważność badania technicznego samochodu kończy się dopiero za miesiąc uznałem, że dla dobra przyszłego właściciela powinienem załatwić kolejne badanie już teraz, żeby wyeliminować ewentualne wątpliwości co do sprawności pojazdu. W stacji diagnostycznej okazało się, że muszę wymienić skorodowane sprężyny z tylnego zawieszenia. Kosztowało to paręset złotych i martwiłem się, że muszę ponosić taki koszt przed sprzedażą. Wtedy moja żona powiedziała coś bardzo mądrego: jeżeli modlę się o uczciwego kupca, to sam muszę być uczciwy i zadbać o to, by po sprzedaży ktoś nie doznał przeze mnie przykrości.
Może ta naprawa i uczciwe postawienie sprawy było sygnałem dla nieba? Tego nie wiem, ale gdy tylko wróciłem z warsztatu odezwał się natychmiast telefon i zadzwoniła pewna pani, która powiedziała, że bierze mój samochód od razu za żądaną przeze mnie kwotę. Pani była bardzo uszczęśliwiona i twierdziła, że właśnie takiego samochodu szukała. Wieczorem u niej w domu dopełniliśmy formalności i ze spokojem sumienia mogłem przekazać samochód w dobre ręce.
Dla mnie to wydarzenie miało znamiona małego cudu. Stało się coś, o co gorliwie się modliłem. Stało się to nagle i w zupełnie zaskakujący sposób. Może tak jest, że dobrzy ludzie jakoś wyczuwają się na odległość, że trafiają na siebie. Pan Bóg nad tym wszystkim czuwał.
To nie cud – po prostu mieliście szczęście. Cuda polegają na rzeczach normalnie niemożliwych.
Pozdrawiam.