Wczoraj w nocy przyśnił mi się ksiądz Tomasz, który ponad trzydzieści lat temu był moim katechetą, a później opiekunem w czasach gdy zostałem ministrantem. Był moim pierwszym autorytetem i w pewnym sensie pierwszym przewodnikiem duchowym. Przez ten sen poczułem, że muszę odwiedzić tego kapłana i powiedzieć mu, jak wiele znaczyła jego osoba w moim życiu, jaki miała wpływ na moją duchową drogę rozwoju.
Nie widziałem się z nim od czasu, gdy jako wikary opuścił moją rodzinną parafię i został przeniesiony do innego miasta. Minęło ponad trzydzieści lat i zastanawiałem się, czy on będzie mnie jeszcze pamiętał. Zabrałem dzieci i pojechałem dziś w niedzielę na mszę świętą do parafii w której ksiądz Tomasz został proboszczem. Miałem szczęście bo odprawiał mszę świętą, podczas której udzielany był sakrament chrztu. Poczułem silne wzruszenie gdy zobaczyłem siwiejącego już księdza Tomasza przy ołtarzu. Głos jednak pozostał ten sam, jego empatia i serdeczność również. Obserwowałem z jakim namaszczeniem i serdecznością podchodził do młodych rodziców, którzy przynieśli swoje dziecko do kościoła by prosić o chrzest. Patrząc na księdza w myśli układałem sobie wszystko to, co będę chciał mu powiedzieć. Z dużymi nadziejami podszedłem do zakrystii po mszy i czekałem na spotkanie po latach. Ksiądz Tomasz wyszedł i wpadł prawie w moje ramiona.
– Króluj nam Chryste! – zawołałem tak, jak to zawsze robiłem trzydzieści lat temu, gdy byłem ministrantem.
Ksiądz Tomasz spojrzał na mnie zdziwiony i minął mnie bez słowa. Podbiegłem za nim i przypomniałem swoje nazwisko.
– A, pamiętam ciebie. Wybacz, ale spieszę się.
Na tym skończyło się spotkanie z moim autorytetem z dzieciństwa. W pierwszej chwili zrobiło mi się trochę przykro. Nie tak wyobrażałem sobie naszą rozmowę. Nie było wzruszenia, wyznań i wspomnień. Po prostu proza życia. Dopiero gdy wyszedłem z kościoła dotarło do mnie, że tak na prawdę nie mam się o co obruszać. To dla mnie ksiądz Tomasz był autorytetem, to dla mnie miało znaczenie spotkanie z nim. Ja jestem jedynie jednym z setki dzieciaków, które ksiądz spotkał w swoim życiu. Widocznie nie zapisałem się znacząco w jego pamięci.
Tak naprawdę najważniejsze w całym tym zdarzeniu było to, że były przy mnie moje dzieci Zosia i Franciszek, że oboje wybrali się ze mną na tę sentymentalną dla mnie wycieczkę. To oni są moim największym szczęściem, moją dumą i nadzieją. Ja swoje dzieciństwo już przeżyłem, miałem szczęście, że na swej drodze spotkałem kogoś takiego jak ksiądz Tomasz. Ale to są tylko moje wspomnienia, moje odczucia. A życie jest tu i teraz. Moi bliscy, moja rodzina są dla mnie najważniejsi i to u nich szukam oparcia w codzienności. Nie mogę mieć pretensji, że ktoś tam nie miał dla mnie czasu, że nie okazałem się dla kogoś znaczącą osobą. Czas muszę mieć przede wszystkim dla moich bliskich: żony, dzieci i to im jak najwięcej mam go poświęcać. Bo to oni są dla mnie najważniejsi, a ja jestem dla nich kimś ważnym. A sny niech sobie płyną w podświadomości…