W ramach naszych edukacyjno-turystycznych objazdów po polskich miastach na początku maja wybraliśmy się do Warszawy. Choć spędziliśmy tam trzy dni, a wiadomo, że w stolicy mnóstwo jest atrakcji, to program był bardzo napięty. Trzeba było przemierzyć wzdłuż i wszerz Krakowskie Przedmieście, Plac Zamkowy i Starówkę, odwiedzić kilka muzeów oraz zaliczyć spacer w Parku Łazienkowskim. A oto co nasze dzieci zapamiętały z pięknej naszej stolicy: kolorowe gołębie wystawiane przez ulicznych grajków na Placu Zamkowym, wiewiórki, które podbiegały do ludzi w Łazienkach i to, że drzwi w wagonikach metra szybko się zamykają. No i było jeszcze kilka atrakcji w Centrum Nauki Kopernik, ale trudno spamiętać je wszystkie. Fajnie też było w Muzeum Powstania Warszawskiego, bo można było zrywać kartki z kalendarza. Ale na drugiej stronie tej kartki nie było przepisów kucharskich. Generalnie do dzieci dotarł przekaz, że Niemcy to nie jest fajny naród, bo potrafią zburzyć całe miasto. Ale gdyby go nie zburzyli nie byłoby takiego ciekawego muzeum. To tyle jeśli chodzi o wartości edukacyjne wycieczki.
Po powrocie z wyjazdu rozmawiałem o Warszawie z moją 10-letnią siostrzenicą, która też niedawno spędziła wraz z babcią kilka dni w stolicy. Mówiłem, że z Zo i Frankim byliśmy i tu i tam, widzieliśmy to i tamto. Ona kiwała głową, a na końcu spytała:
– A byliście w ,,Złotych Tarasach”? Nie? Szkoda. Ja byłam.
Co się dziwić dzieciom. Pamiętam moją wycieczkę szkolną do Warszawy w V klasie szkoły podstawowej. Najbardziej w pamięci zapadły mi ruchome schody na Dworcu Centralnym i to, że w kiosku w Pałacu Kultury i Nauki kupiłem komiks o kowbojach.