To już szóste nasze rodzinne wakacje w tym samym miejscu nad jeziorem. W domu, w salonie na ścianie wiszą dwie duże fotografie w sepii przedstawiające Zo i Frankiego podczas pierwszego pobytu na wakacjach. Mieli wtedy cztery i trzy lata. Cieszyli się zabawą w piaskownicy przy domku, kopaniem dołków na plaży i stawianiem plażowego namiociku. Za szóstym razem nasze wakacje nad jeziorem wyglądają już zdecydowanie inaczej. Niby przez cały rok dzieci są z nami. Mieszkamy, jemy i śpimy pod jednym dachem. Ale większość dnia nasza latorośl spędza w szkole i na zajęciach pozalekcyjnych. Czy naprawdę wiemy jak zachowują się nasze dzieciaki, jakie są naprawdę? Dopiero wspólne przebywanie na wakacjach uzmysłowiło mi jak bardzo Zo i Franki zmienili się, jak wydorośleli.
Patrzę na prawie już jedenastoletnią Zosię i nie mogę się nadziwić, że ma taką dziewczęcą postać. Jest już nastolatką, chce nią być, więc przybiera pozy, które mają podkreślić jej dojrzałość. Ma swój gust i zaczyna się lekko buntować przeciwko światu rodziców. Najważniejsze są teraz: komórka z dostępem do netu, ,,modowe blogerki”, świat Whatsup’a, fora i grupy dyskusyjne oraz Sylwia Grzeszczak. Używa sformułowań, które nawiasem mówiąc, strasznie mnie drażnią: ,,yo man”, ,,siemka”, ,,ziomal”. Ma też swoje małe problemy egzystencjalne, które zamykają się w stwierdzenia: ,,co to za życie?” Z drugiej strony wciąż jest małą dziewczynką, która potrzebuje przytulenia, pogłaskania, poczucia bezpieczeństwa w rodzicielskim uścisku.
Franki już nie ustawia żołnierzyków w piaskownicy. Choć biega jeszcze z młodszymi chłopakami i strzela z nimi z plastikowych pistoletów i karabinów, to jednak przychodzi do mnie i pyta się kiedy z nim zagram w karty w ,,tysiąca”. Lubi przebywać ze mną, robić wspólnie różne rzeczy, być potrzebnym i pomocnym. Ja też lubię jego obecność przy mnie. Dlatego daję mu czasem młotek, pozwolę coś tam przypiłować, napompować koło od roweru lub piłkę. Prowadzimy długie, poważne rozmowy. W zasadzie to ja tylko słucham, a on opowiada. Opowiada o swoich kolegach ze szkoły, o siódmej części ,,Star Wars” i o swoich pomysłach na biznes. Wciąż się pyta co jest jego prawdziwym hobby, bo nie może się zdecydować, czy są to znaczki, karty piłkarskie, karty ,,Star Wars”, Lego ,,Star Wars”, czy figurki żołnierzy. Franki nie ma jeszcze aż tak silnej jak u Zosi potrzeby okazywania swojej dorosłości. Chce jednak być stale zauważanym i docenianym. Z trudem przychodzi mu panowanie nad obrażaniem się. Lubi się obrażać z byle powodu. Cóż się jednak dziwić. Ma to chyba po tatusiu.
Dzieci nam rosną. To fakt niezmienny i tego nie da się żadną siłą zatrzymać. Czasem trochę żal, że już nie są małymi, pociesznymi szkrabami, takimi jak ich kuzyn pięcioletni Felek. Chociaż te współczesne maluchy są dziećmi epoki za którą my starsi z trudem nadążamy. Właśnie podczas wakacji obserwując małego Felka jak gra na swoim tablecie chciałem spróbować swoich sił w prostej grze ,,Angry birds”. Widząc moje nieudolne posunięcia Felek zabrał mi tablet i powiedział:
– ,,Daj wujek, ja ci pokażę jak to przejść”.
I rzeczywiście pokazał. Dwoma palcami tak śmigał po ekranie, że ja jedynie mogłem wydać okrzyk podziwu. Ach, ta dzisiejsza młodzież…