Pobiegłem…

Postawiłem sobie wyzwanie. Jak dla mnie to była wysoka poprzeczka.

Co roku w szkole u dzieci organizowany jest festyn biegowy im. ojca Józefa Jońca. Przez cały dzień odbywają się biegi na różnych dystansach, w różnych grupach wiekowych. Koronacją dnia jest bieg Open na 3000 m. Postanowiłem w tym roku wziąć w nim udział.

Dla mnie to wyzwanie, bo nie biegałem wyczynowo od szkoły podstawowej. Poza tym rośnie mi brzuch i staję się coraz bardziej ociężały. Bałem się, czy dam radę, czy nie stchórzę, czy nie padnę kondycyjnie. A jednak chciałem pobiec. Nie dla siebie, ale dla moich dzieci. Chciałem, żeby mogłyby być ze mnie dumne.

Dodatkową motywacją okazał się być Franek. Na tydzień przed biegiem zachorował na zapalenie węzłów chłonnych. Nie mógł brać udziału w zawodach i bardzo to przeżywał. Chciałem więc pobiec dla niego, zdobyć dla niego pamiątkowy medal.

W piątek o trzynastej zjawiłem się na boisku szkolnym. Czułem się jak stary dziadek przy całej rzeszy wyginastykowanych zawodników. Ogarnęły mnie wątpliwości. A jednak stanąłem na starcie. Usłyszałem wystrzał, uśmiechnąłem się i pobiegłem…

O tatamaracje

Z wykształcenia politolog, dziennikarz i doradca życia rodzinnego. Z miłości mąż i ojciec dwójki obecnie nastolatków: Zosi i Franka. Lubię pisać, tworzyć wszelakie formy pisane od bloga, poprzez recenzje książkowe na drobnych utworach literackich kończąc. Obecnie pracuję w drukarni akademickiej i prowadzę kursy przygotowawcze dla narzeczonych.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Dzieci, Rodzinne, szkoła. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *