W niedzielę obchodziliśmy z Miszą naszą rocznicę ślubu. Obchody były skromne, acz uroczyste. Zaczęliśmy poranną mszą świętą odprawioną w naszej intencji. Przy ołtarzy służył Franki, jako świeżo upieczony ministrant. W tym dniu miał swój ,,chrzest bojowy”, bo zaliczył pierwszą obsługę i podawał księdzu ampułkę z wodą. Był z tego faktu niezmiernie dumny. Gdy wróciliśmy z kościoła dzieci przygotowały nam niespodziankę. No, niezupełnie to była niespodzianka, bo co nieco wiedzieliśmy z Miszą o tajnych przygotowaniach. Dzień wcześniej nasze dzieci poszły same do sklepiku. Niby po żelki. Tak na prawdę to słyszeliśmy jak namawiają się na kupno słodkiego prezentu dla nas. I tak oto wraz z laurkami dostaliśmy w niedzielę rano od naszych dzieci duuużą czekoladę.
– Za dziewięć złotych – ogłosiła z dumą Zo uśmiechając się szczerze i szeroko.
To było niesamowite wrażenie. Pierwszy preznent od dzieci, kupiony za ich własne oszczędności. Wzruszające…