Sobotni poranek, 6 grudnia. Dzieci w wielu domach budzą się rano i z niecierpliwością przeszukują okolice łóżka w poszukiwaniu upominków zostawionych przez świętego Mikołaja. Ile w tym radości, dziecięcego entuzjazmu, szczęścia. Tak było w wielu domach, ale nie w naszym. U nas był jęk zawodu, trzaskanie drzwiami i okrzyk:
– Głupi Mikołaj! W ogóle nie spełnił moich oczekiwań!
To Franki. Ten chłopak o dobrym sercu, o twarzy aniołka, pomagalski i w ogóle, modlący się codziennie za biedne dzieci z domu dziecka, tym razem przeżył wielkie rozczarowanie i strasznie się zbuntował. Worek pełen słodyczy nie był tym czego Franki oczekiwałby od świętego Mikołaja.
– Czy on nie wie, że ja chciałem jakąś zabawkę? – wykrzykiwał ze swego pokoju.
Sporo czasu zajęła mi męska rozmowa z moim synem. Wytłumaczenie jaka jest różnica między świętm Mikołajem z 6 grudnia, a tym z wigilii Bożego Narodzenia, dlaczego powinien być wdzięczny za każdy otrzymany preznet i jak wielkie ma szczęście, że żyje w takiej rodzinie do której Mikołaj przychodzi. Stopniowo młodemu opadały emocje i pewne rzeczy zaczęły przemawiać do jego wyobraźni. Spytałem go na końcu, czy w ogóle napisał list do świętego, bo jak Mikołaj miał spełnić jego oczekiwania, skoro ich nie znał. Wiczorem Franki siedział przy swoim biureczku i skrobał list. Oto on. Najbardziej podobają mi się końcowe wnioski:
,,ŚWIENTY MIKOŁAJU WIEM ŻE NIE MORZESZ PSZYJŚC DOMNIE PZES AMERYKAŃSKIE DOBRE CIASTKA ALE PROSZĘ CIĘ WYŚLI SWOICH POMOCNIKUW ŻYCZY FRANEK”