Jak zimny kaloryfer zbliżył nas do siebie

Nie ma co owijać w bawełnę, trzeba przynać się wprost. W sobotę, przed andrzejkami trochę się popstrykaliśmy z Miszą. To znaczy ona wygarnęła mi co myśli o moim weekendowym nieróbstwie, a ja jak zwykle się obraziłem. W tle sprzeczki były, a jakże, przejścia z odrabianiem lekcji z naszymi dziećmi. To nieustanny problem ogólnorodzinny i zarzewie większości naszych konfliktów.

W niedzielę do południa nie było lepiej. Po południu jechaliśmy w odwiedziny do znajomych. Po powrocie wieczorem czekała nas w domu niemiła niespodzianka: zimne całkiem kaloryfery. Na dworze mróz, a nasze mieszkanie wychłodzone. Piec gazowy obraził się na nas i przestał sobie działać. A co tam, niech marzną. Przeżyliśmy chłodną noc i jeszcze chłodniejszy poranek. Rano zadzwoniłem do pana Gerarda, naszego pana od pieca. Pan Gerard jak zwykle okazał się człowiekiem wielce zapracowanym i choć obiecał, że wpadnie do nas, to nie dawał gwarancji, że coś naprawi. Jak powiedział tak też zrobił. Przyjechał i nic nie naprawił. Czekał na nas kolejny zimny wieczór i zimna noc. Nastąpiła więc rodzinna mobilizacja. Cała czwóreczka skupiła się w jednym pokoju przylegającym do kuchni. Trzeba było porzucić nasze sypialnie i łóżka rozłożyć w gościnnym. Misza z dziećmi zaczęła piec pierniki (żeby piekarnik nagrzał kuchnię), odrabianie lekcji poszło gładko i nawet telewizor okazał się dziś zbędny. Nagle przez to ogólne zimno wszyscy staliśmy się jacyś tacy milsi dla siebie, bardziej życzliwi. Nie było prawie żadnych kłótni. Prawie, bo trudno kłótnią nazwać wieczorną ,,bitwę na syry”  między Zo i Frankim we wspólnym łóżku. Zimny kaloryfer zbliżył nas wszystkich do siebie. Nawet Minię, naszego ogrodowego kota, który korzystając z naszego dobrodziejstwa wygrzewał swoje przemarznięte futerko pod naszym stołem.

Późnym wieczorem, gdy dzieci w końcu zasnęły włączyliśmy sobie z Miszą na tubie internetowe rekolekcje adwentowe ,,Plaster miodu” o. Adama Szóstaka. To były dobre, ciepłe, krzepiące słowa na poniedziałkowy wieczór. Choć nie mamy kominka, to w tym momencie wydawało mi się, że gdzieś w kącie pokoju wesołe płomienie skaczą po wysuszonych szczapach drewna. Zasypiałem jako człowiek w pełni szczęśliwy.

Dziś przyjechał pan Gerard i naprawił piec. W mieszkaniu zrobiło się ciepło i już nie było tak fajnie jak wczoraj.  😉

O tatamaracje

Z wykształcenia politolog, dziennikarz i doradca życia rodzinnego. Z miłości mąż i ojciec dwójki obecnie nastolatków: Zosi i Franka. Lubię pisać, tworzyć wszelakie formy pisane od bloga, poprzez recenzje książkowe na drobnych utworach literackich kończąc. Obecnie pracuję w drukarni akademickiej i prowadzę kursy przygotowawcze dla narzeczonych.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Dzieci, Rodzinne i oznaczony tagami . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *