,,Wieczorami chłopcy wychodzą na ulicę
Szukają czegoś, co wypełni im czas
Rzucają kamieniami w koła samochodów
I patrzą na spódnice dziewczyn, które nie chcą ich znać”
Siedzimy sobie wieczorem z Zo w kuchni przy stole. Misza kąpie Frankiego. Zo rysuje kolejny portret księżniczki, a ja porządkuje pudełko z kredkami i słucham radia. Akurat leciała piosenka Myslovitz ,,Chłopcy”. Powiedziałem Zo, że bardzo lubię ten utwór. Gigonka natychmiast nastawiła baczniej uszu i zaczęła się dopytywać:
– A o czym jest ta piosenka?
– O chłopcach, którzy wychodzą na ulicę.
– Bez mamy i taty? – zdziwiła się córka moja jedyna.
– No, tak, bo to są już tacy starsi chłopcy, którzy się nudzą i z tych nudów przesiadują na ulicy.
– Bez rodziców nie można wychodzić samemu przed dom – rezolutnie stwierdziła Zo. – To nie mogą być dobrzy chłopcy, skoro wychodzą na ulicę, a ich mamy o tym nie wiedzą. Jak może ci się podobać taka piosenka?
Spojrzała na mnie z wyrzutem i nie czekając na moje wyjaśnienia pobiegła do Miszy. W łazience zaczęła jej streszczać słowa piosenki.
– To jest o takich niegrzecznych chłopcach, co wychodzą na podwórko bez mamy. Oni nie słuchają mamy, więc są niedobrzy. Prawda mamo?
I wyszło na to, że słucham złych piosenek i sieję zgorszenie wśród swego potomstwa…