Plan działania

Właśnie minął termin składania w przedszkolu prac plastycznych na konkurs ,,Moja Wielkopolska”. Zo, która dotychczas nie była w ogóle zainteresowana we wzięciu udziału w konkursie nagle dostała natchnienia i wpadła w rozpacz, że ona nie ma żadnej pracy. W drodze z przedszkola do domu oznajmiła:
– Mam plan!
To super! Popatrzyliśmy na siebie z Miszką zaskoczeni. Nasze dziecko zaczyna działać konstruktywnie.
– Mama zajmie się obiadem, a tata pomoże mi w rysowaniu – przedstawiła swój plan Zo.
– Może ty Zosiu namalujesz koziołki, albo inne zwierzęta, które później się wytnie i naklei na dużą kartkę na której ja narysuję kontury Wielkopolski – zaproponowałem. 
– Nieee! – zawył Franki z tylnego siedzenia samochodu i nie wiadomo dlaczego zaczął płakać.
– Co się stało? – zaczęła dopytywać Miszka.
– Plan Zosi mi się nie podoba, a plan taty jest brzydki – zachlipał Franki.

Mimo protestów Młodego przystąpiliśmy do realizacji planu powstawania dzieła pt.: Moja Wielkopolska. Realizacja szła opornie, bo nic nikomu nie pasowało. Zo narysowała ratusz poznański, który wyglądał jak łyse drzewo. Franki stwierdził, że on w ogóle nie potrafi rysować i ze złości pogniótł rysunek Zo. To znów wkurzyło mnie i zaczęliśmy na siebie krzyczeć. W końcu udało mi się odrysować kontury województwa i poprosiłem by dzieci wypełniły je swoimi rysunkami. Franki rzucił się pierwszy i narysował słońce i chmurkę, dokładnie tam gdzie miała być zielona łąka z kwiatami. Zo uznała, że najważniejszy na rysunku jest jej podpis i złożyła go w miejscu, w którym miało być słonko i chmurka. W dodatku wykazała się niezwykłym talentem, bo napisała swoje imię wspak.
Uznałem, że to wszystko nie jest na moje nerwy i poddałem się. Uciekłem do kuchni, a na pole boju wysłałem Miszkę. Dzieci miały powycinać i ponaklejać kolorowe zdjęcia z zabytkami. Znów było pełno pisku i krzyku. Franki chciał naklejać wszystko co mu wpadło pod rękę w każde wolne miejsce na rysunku. Zo płakała, że jest krzywo, a Miszka zaczęła wołać mnie na pomoc, bo stwierdziła, że ten cały cyrk nie jest na jej nerwy. 
Krótko mówiąc cały plan działania wziął w łeb. Zamiast przyjemności ze wspólnej rodzinnej pracy, mieliśmy tylko kłębowisko nerwów. Ale, co muszę uczciwie przyznać, w końcu coś tam powstało. Nawet nie najgorszego.
Może tak to już jest, że wspólnie tworzone dzieła sztuki muszą rodzić się w bólu. A w rodzinie, w której każdy ma odmienny charakter trudno działać zgodnie z wytyczonym wcześniej planem. Może po prostu wystarczy mieć do tego więcej cierpliwości. 

O tatamaracje

Z wykształcenia politolog, dziennikarz i doradca życia rodzinnego. Z miłości mąż i ojciec dwójki obecnie nastolatków: Zosi i Franka. Lubię pisać, tworzyć wszelakie formy pisane od bloga, poprzez recenzje książkowe na drobnych utworach literackich kończąc. Obecnie pracuję w drukarni akademickiej i prowadzę kursy przygotowawcze dla narzeczonych.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *