„Zaprawdę, powiadam wam: Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Kto się więc uniży jak to dziecko, ten jest największy w królestwie niebieskim” (Mt 18).
Często zastanawiała mnie ta wypowiedź Jezusa. Dlaczego mamy się uniżyć do roli bezrozumnych dzieci, żeby doświadczyć obiecanego zbawienia? Czy nasze doświadczenia życiowe i mądrości nabywane z wiekiem są dla nas ciężarem? Można też wnioskować, że może chodzi o niewinność i czystość. Być jak niewinne dziecko, które nie wie jeszcze co to grzech. Zdanie to wypowiada Mesjasz w chwili gdy apostołowie kłócą się między sobą o przyszłe apanaże w królestwie niebieskim. Jezus objawił się jako Syn Boży, a skoro oni zostali wybrani, by być przy nim jak najbliżej liczyli zapewne po ciuchu na to, że tak jak każde królestwo ziemskie, to także i to niebieskie będzie potrzebowało odpowiedniej hierarchii zarządzania. A Pan Jezus ucina radykalnie te dywagacje i każe być im jak dziecko.
W tamtych czasach, jak można się przekonać czytając Stary Testament, dzieci nie miały w zasadzie żadnej podmiotowości. Nikt poza rodzicami nie przejmował się ich losem. Jeżeli nie miało żadnego opiekuna było raczej skazane na nieprzetrwanie. Dzieci nie miały żadnych praw, nawet w rodzinie. Od dziecka wymagano bezwzględnego posłuszeństwa. Jeżeli już tylko potrafiło wykonywać najmniejsze prace miało obowiązek pomagać rodzicom w pracy. Dziecko, które nie pełniło przydatnej roli było nikim. Jednak dla kochającego rodzica było ono zawsze największym skarbem i radością, pod warunkiem jednak całkowitego posłuszeństwa.
I może o to chodziło Jezusowi, gdy karcił swoich uczniów. Jeżeli się nie uniżycie do roli bezpodmiotowego, bezbronnego dziecka, które nie ma prawa nawet prosić o miskę jedzenia, nie wejdziecie ze mną do królestwa Bożego. Tylko Bóg poprzez swoją łaskę może przyzwolić na uczestnictwo w Jego królestwie. Tylko pokorny sługa liczyć może na najwyższą nagrodę.
Druga refleksja, jaka przychodzi mi w związku z tym Słowem Bożym to myśl o moich dzieciach. Jak bardzo świat się zmienił. Dziś rodzicami rządzą dzieci, a powinno być na odwrót. Nasza nadwrażliwa miłość i nieustająca troska sprawiła, że stale od urodzenia dzieci staramy się robić wszystko, żeby było im dobrze. Chcemy by mieli najlepszą opiekę, najlepsze porady lekarskie, kremiki do pupy, płyny do kąpieli. Potem chcemy, żeby miały najfajniejsze zabawki, najbardziej przyjazne przedszkole, najlepszą szkołę, najbardziej interesujące zajęcia dodatkowe, najbardziej udane wakacje. Organizujemy im czas, zabawę, rozrywkę. Byle by tylko się dobrze czuły, by uważały nas za fajnych rodziców. A ile z tego wymagamy? Posprzątaj pokój, wyjmij naczynia ze zmywarki, odrób lekcje. To wszystko.
Czy dziś Pan Jezus nie powiedziałby do uczniów: bądźcie jak troskliwi rodzice, którzy robią wszystko dla swoich dzieci? Tylko miłość może sprawić, że poświęcasz tak wiele nie licząc specjalnie na odwzajemnienie.