Niby tak samo, a jednak… czyli powrót do szkoły

Niedługo minie połowa września, a ja jeszcze nic nie napisałem o powrocie dzieci do szkoły. Bo niby nic nadzwyczajnego. Nie ma już tych emocji, co przed rokiem, gdy przeżywaliśmy historyczny przeskok Zo i Frankiego z przedszkola do szkoły podstawowej. Tym razem nikt się specjalnie nie denerwuje, nie przeżywa, nie protestuje. Wakacje się skończyły i wracamy do szkoły. Normalka… Niby, bo jednak jakieś różnice i zmiany są. Franki przeszedł ze szkolnej zerówki do pierwszej klasy. A to znacząca odmiana. Nie ma już zabawy, są ławki, lekcja i jest nauka. Wkrótce zaczną się zadania domowe i nie będzie już czasu na popołudniowe zbijanie bąków i nudzenie się. Franki na pewno ucieszył się z tego, że ma własny plecak-tornister i nowy piórnik. Jest też dumny z tego, że ma swoją osobistą szafkę w szatni i kluczyk do niej, który nosi demonstracyjnie przypięty do smyczy, na szyi. Wkrótce dostanie swój identyfiaktor i będzie mógł własnoręcznie otwierać drzwi wejściowe do szkoły.To, co mu się nie spodobało, to na pewno to, że musi siedzieć w klasie z Alanem (który mu dokucza), a nie ze swoim ulubionym kolegą Wojtkiem. Pani ich tak poprzestawiała i zdaniem Franiego, to ,,było bardzo głupie”. ,,Głupie” są też lekcje, ,,głupi” są starsi chłopacy w świetlicy, którzy chcą rządzić młodszymi, ,,głupi” jest wuef i ,,głupia” jest piłka nożna na którą Franki nie będzie chodził, bo ciągle jest dołączany do drużyn, które przegrywają.

U Zo jest raczej po staremu. Ta sama klasa, ta sama pani, tylko inny ksiądz od religii. Mniej sympatyczny od brata Darka, który uczył w zeszłym roku. Niestety przybywa nauki i prace domowe są coraz bardziej skomplikowane. Podziwiam jednak Zo za umiejętność czytania, którą nabyła. Lubi czytać i choć nie idzie jej to jeszcze zbyt płynnie, to z wielką dumą prezentuje przed nami tę swoją nową umiejętność. I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie zadania z matematyki, których Zo nie rozumie.

Duży plus należy się też naszym dzieciom za poranną pobudkę. Ze względów logistycznych musimy wszyscy wyjść z domu już za dziesięć siódma. Dlatego dzieci muszą być na nogach najpóźniej piętnaście, dwadzieścia po szóstej. Dla niektórych pewnie to środek nocy, a nasze bidule bez szemrania i protestów budzą się o tej godzinie. Zo nawet nastawia sobie swój budzik, żeby obudzić się nieco wcześniej.

Wkrótce Zo i Franki będą mieli pierwsze w tym roku wycieczki klasowe. To dobrze. Może to będą dla nich chwile wytchnienia od nauki. Jakaś przygoda. W końcu szkoła to nie tylko sama nauka. Na małe przyjemności też musi się znaleźć tam czas i miejsce.

O tatamaracje

Z wykształcenia politolog, dziennikarz i doradca życia rodzinnego. Z miłości mąż i ojciec dwójki obecnie nastolatków: Zosi i Franka. Lubi pisać, tworzyć wszelakie formy pisane od blogu, poprzez recenzje książkowe na utworach literackich kończąc. Obecnie pracuje w drukarni naukowej.
Ten wpis został opublikowany w kategorii Dzieci, Rodzinne i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

1 odpowiedź na Niby tak samo, a jednak… czyli powrót do szkoły

  1. zabiegana pisze:

    Miło i pogodnie ale dostrzegłam nutkę smutku. Ale mnie tez dopada taki nastrój. Patrząc na te nasze dzieci bardzo ciężko pracują już od najmłodszych lat. Powodzenia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *